ŚWIATOWY DZIEŃ WALKI Z OTYŁOŚCIĄ, czyli mój dzień i moje święto.

24 października. To właśnie na dziś, przypada światowy dzień walki z otyłością. Mój dzień i moje święto.

światowy dzień walki z otyłością - motywacja

Co drugi Polak ma nadwagę. Aż 23% Polaków cierpi na otyłość. Epidemia? Choroba społeczna, która jest bagatelizowana? Światowa organizacja zdrowia mówi otwarcie – na świecie z powodu różnego rodzaju schorzeń związanych z otyłością, umiera ponad 2 miliony ludzi! To ponad 34 stadiony narodowe zapełnione po same brzegi. 34 stadiony trupów. Każdego roku.

Dlaczego o tym piszę? Bo wyszłam z tego stadionu przed końcem imprezy. Zatrzasnęłam drzwi i nigdy nie wrócę. Chcę być zdrowa, uśmiechnięta i pełna energii. Taki tryb życia i świadome odżywianie, to nie cele kosmetyczne i sylwetkowe. A cel życia. Bo otyłość to nie defekt w naszym wyglądzie, a poważne schorzenie.

I nie obcinaj radykalnie spożywanych kalorii. Nie podejmuj się codziennego joggingu, kiedy nigdy dotąd nie biegałaś. Nie stawiaj za cel, nie spożywanie słodyczy przez miesiąc. Nie odstawiaj na bok chleba i nie rezygnuj z kolacji.

Odłóż tylko jednego cukierka z całej ich garści, które trafią dzisiaj w twoje ręce. Zatrzymaj windę na jednym piętrze niżej. Wypij jedną szklankę wody. Wyobraź sobie (tak tylko wyobraź), że odmawiasz kawałka ciasta kelnerce w kawiarni. Nic więcej.

Wyniki badań WHO mówią jedno – od lat 80-tych, liczba osób borykających się z otyłością podwoiła się! Tak, podwoiła. Więc nie mów mi, że Twoja babcia jadła ziemniaki ze skwarkami i była zdrowa. Bo była. Bo ziemniaki sama zasadziła, stonkę z nich zbierała, a później z ziemi własnymi rękami wykopała.

My siedzimy całymi dniami przed biurkami. Sięgamy po kawę, słodkie napoje i batoniki. Kupujemy gotowe jedzenie, gotowe sosy i nie mamy czasu gotować. Jemy w biegu i żyjemy w stresie. Sięgamy w marketach po mięso, która nigdy nie opuściło klatki.

I możesz nazywać to modą. Możesz mówić, że #healthfood  #fitlifestyle i tego typu rzeczy to bzdura. Moda i nic nie warte hasła. Ale jeśli ta bzdura ma pomóc komuś wygrać z chorobą? Jeśli zmotywuje, doda energii i nadziei?  Ze mną właśnie tak było. I będę szerzyć ją dopóki będę uważała to za słuszne.

Pisze ten tekst mając laptopa na kolanie. Totalnie spontanicznie i totalnie od serca stukam w klawiaturę. Mając nadzieję, że zasieję jedno ziarenko w czyimś umyśle. Że zapalę jedną iskierkę nadziei do walki o siebie. Że zabiorę z przed oczu, obraz ogromnej góry, a postawię mały schodek.

Bo ja ledwo robiłam 5 przysiadów. Dzisiaj jednym tchem robię 55. Wchodząc na czwarte piętro zatrzymywałam się dwa razy. Dzisiaj dziwię się, że schody już się kończą. Widziałam na wadze z przodu 9, a dzisiaj widzę 5.

 

Małe kroki i małe decyzje. To one tworzą wielkie rzeczy.

 

I zrób dla mnie jedno. Wyciągnij do przodu ręce, wypnij tyłek i zegnij 5 razy nogi w kolanach. 5 przysiadów, nic więcej. Tylko tyle. Może Ci się spodoba.

Chcielibyście więcej tekstów? Może coś na temat samych początków? Jakiś cykl, który pomiędzy przepisami przypomni mi, jak i Wam, jak zaczynałam zmieniać „swój świat”?  Dajcie proszę znać w komentarzu na dole. Zaproponujcie jakieś tematy, albo zadajcie pytania, na które szukacie odpowiedzi. Może coś poradzimy. 🙂 

Ps. I nie dziwcie się, że na zdjęciach jestem uśmiechnięta i wyglądam „jakoś”. Specjalnie wybrałam zdjęcia, które były kiedyś na Facebook. Takie, które uważałam, kiedyś  za najlepsze. Porównałam je ze zrobionym dzisiaj. Nie sztuką jest porównać swoje najgorsze foto, ze takim wycackanym i najlepszym w całej galerii.